Wakacje się kończyły a my jeszcze nie zdążyliśmy odwiedzić (tradycyjnie) rodziny w Beskidzie Wyspowym. Udało się jednak to zrobić na przełomie sierpnia i września, kiedy to szkoła się zaczynała...
Spis treści:
Za każdym razem przez wyjazdem do rodziny, myślimy dlaczego droga jest tak daleka. No cóż nie ma co, z nad morza było by dalej :) Po porannej pobudce i przejechaniu ponad 300km zawitaliśmy w Beskidzie Wyspowym. Ciocia jak zwykle zaskoczona naszym najazdem. W Roztoce czas stanął w miejscu i dlatego jest tam inaczej niż "zabieganej metropolii". Po przyjeździe przebraliśmy się i ruszyliśmy na szlak. Oczywiście nie mogliśmy zrobić wielkiego łazikowania, bo pół dnia już minęło. Wdrapaliśmy się na najbliższą przełęcz, skąd widać zazwyczaj w oddali Tatry. Tam odpoczęliśmy trochę i podążając zielonym szlakiem, trochę na około góry zeszliśmy do roztoczańskiej doliny. Popołudnie i wieczór spędziliśmy z Ciocią.
Świętą niedzielę przeznaczyliśmy na odpoczynek i odwiedziny kolejnych domostw naszej rodziny. Spotkania skończyły się wieczorem. Po dobrze przespanej nocy (wiejskie powietrze nam służyło) nazajutrz rankiem spakowaliśmy się i wróciliśmy do domu.